Plan: spontaniczny plener fotograficzny w celu przetestowania super filtrów Qiubaga (ndx400 i szara połówka systemu Cokina). Osoby dramatu: Ja, QLA i Qiubag. Miejsce docelowe: wały (jakkolwiek to brzmi). Pogoda: nieszczególna. Determinacja: wielka.
Rowery i w drogę – to nic, że pada.
Jedziemy, jedziemy. Nie jedziemy standardowo – tylko OQL prowadzi przez dziwne drogi. Że niby się zna, ale prawdę mówiąc od łebka nie byłem na swoich terenach, więc wyjeżdżamy upieprzeni i zmoczeni… Ciągle pada. Było trochę trudu (przeprawa przez tory „wpław”) ale w końcu jest życie. Wędkarze. W końcu cywilizacja. Jesteśmy za Rafako na tamie.
Niby fajnie, ale w mordę ja niczego fajnego nie widzę. Nic to. Qiubag i QLA rozkładają statywy. Ja stoję. Ręce w kieszeni. Pytam, kiedy się w końcu będzie coś działo? Nic się nie dzieje… Oprócz padającego deszczu. Buty przemoknięte na całego… Ale jest dobrze.
Qiubag robi zdjęcie i tłumaczy działanie filtra ndx – ale przykrywa aparat kurtką bo pada na niego, więc z tłumaczenia, a tym bardziej z efektu nici.
Oki – modyfikacja planu. Musimy znaleźć zadaszenie, więc schodzimy blisko Odry. Że niby drzewa, i że niby nie zmokniemy. Ale trza iść ścieżka do pasa w chaszczach mokrych jak cholera. Więc buty mokre i spodnie mokre. Głowa mokra. Plecak mokry…
Plener trwa. Ja tam nie wyciągam jeszcze aparatu. A co. Zeszliśmy nad samą wodę i niby nie pada, choć pada. Jesteśmy pod drzewem. No i Qiubag pokazuje system Cokina: adapter, holder i szybka ;). Mnie to nie podnieca. Szybka jak szybka. Rzeka jak rzeka. Płynie i już. No dobra – niby porobiliśmy. Ja coraz bardziej przemoczony. Aparatu nie wyjąłem jeszcze z plecaka.
Nowy plan – zmiana miejscówki. Jedziemy dalej. Trochę przestało padać i na 2 minuty wyszło słońce. No i dawaj tak jak staliśmy w połowie drogi zaczęliśmy robić zdjęcia słońca i chmur. W końcu wyciągnąłem aparat i popstrykałem trochę zdjęć. No, ale cóż może być fajnego z fotkach chmur i słońca. Jak dla mnie nudy, więc zacząłem robić fotki współplenerowiczom robiącym fotki. I tyle pożytku mieli ze mnie…
RZEPAK… YEAH…
Pierwszy raz w życiu zrobiłem zdjęcie rzepaku. Bo za każdym razem moment gdy kwitnie przegapiałem: rok temu – leżałem w szpitalu połamany, dwa lata temu leżałem w domu chory, trzy lata temu latem stwierdziłem, że wiosna przeszła mi koło nosa. A pięć lat temu – leżałem w szpitalu połamany (hmm – plaga jaka czy co?).
W końcu mam zdjęcie rzepaku. YEAH… A że to mój rzepak, to sobie na jego tle też zrobiłem zdjęcie. 2 foty są, więc plener nie poszedł na marne.
PS. Oczywiście w domu zjebka, bo starym zwyczajem się spóźniłem. Jak mam aparat przed oczami, to tracę rachubę czasu… Ech…
3 Odpowiedzi
marek
Rzepak pierwsza klasa 🙂
Gregory
nigdy nie wiesz kiedy trafi Ci się dobra fotka 🙂
pajeczaki
czadowy ten rzepak :))