…czyli o złapaniu doła, rozważaniach sprzętowych, piwie (a w zasadzie jego braku), fotoreporterach, zdjęciach i niezawodnej pięćdziesiątce. Ale po kolei. Z Jurkiem udało nam się pozyskać akredytację na festiwal muzyki „Colours of Ostrava„. Mogliśmy wbijać się pod scenę i robić fotki do woli. Ja wybitnie nie miałem dnia – na początku muzyka mnie nie kręciła, a tym bardziej robienie fot. Kompleks małego się odezwał. Widząc długie, białe lufy wszystko zwalałem na brak lepszego sprzętu. W dodatku nie mogłem sobie pozwolić na pifko (pieprzona choroba). I tak snułem się do wieczora w niemiłosiernym upale (oczywiście się zgubiliśmy). Występ gwiazdy Gipsy Kings w ogóle mnie nie kręcił. Nie czułem klimatu festiwalu – byłem na NIE. Dopiero na sam koniec w nocy gdy nie miałem już miejsca na kartach i zwijałem się do domu zobaczyłem laseczkę widzianą za dnia całą skąpaną w kolorach. Szybko skasowałem parę nieudajek z karty i cyknęłem jej trzy fotki. Takie jak sobie wymyśliłem. Oczywiście miałem przypiętą pięćdziesiątkę 50/1,7 (prawdę mówiąc najbardziej mi się podobają zdjęcia właśnie zrobione tym obiektywem). Dla tego jednego zdjęcia – warto było. Tutaj galeryjka pozostałych fotek moich i Jurka.
Kolorowo w Ostrawie…
on 19 lipca 2007
with
Brak komentarzy
Zostaw Komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.